…cokolwiek to w takim przypadku oznacza.
Dwie kobiety wzięły ślub w sobotę w Warszawie.. W Polsce!… a nie w jakiejś Warszawie w USA. Lesbijki połączył węzłem małżeńskim prezbiter czegoś co określane jest mianem Reformowanego Kościoła Katolickiego (no… bloga mają na wordpressie, rzadko aktualizowany, o ślubie nic nie piszą, ale za to się odżegnują). Następnie była… hmmm… ceremonia humanistyczna (swoją drogą: niektórym grupom łatwo przychodzi zawłaszczanie pewnych słówek; ale skoro degenerat i zboczeniec Jan Jakub Rousseau jest określany jako wybitny humanista to dlaczego nie nazywać tak dwóch podstarzałych lesbijek?). Obie kobiety żyją ze sobą już od wielu lat. A jak mówią: «Chciały pokazać przez swój ślub, że są rodziną» (stary dowcip o wojsku mówi, że chlebak jak sama nazwa wskazuje służy do noszenia granatów). Jak informuje strona Racjonalista.pl:
Pierwsze małżeństwo homo to dwie wierzące humanistki.
Obie panie założyły sobie nawzajem obrączki, wygłosiły coś na kształt przysięgi małżeńskiej, by następnie pokroić weselny tort. Niby zupełnie jak wtedy, gdy ślub biorą kobieta i mężczyzna.
Była też quasi-religijna ceremonia, choć nie było podczas niej żadnego księdza, a poprowadził ją prezbiter Reformowanego Kościoła Katolickiego – dziwacznego związku religijnego, który nie tylko, że udziela ślubów osobom tej samej płci, ale również dopuszcza kobiety do funkcji kapłańskich. Jedna z panien młodych powiedziała na temat tego małżeństwa:
Od początku naszego związku dążyłyśmy do sformalizowania naszej relacji, do ukazania poprzez nasz ślub, iż jesteśmy rodziną. Pragnęłyśmy podkreślić poprzez ślub przełom, jaki w naszym życiu nastąpił, gdy postanowiłyśmy być razem. Jest to bardzo istotna zmiana w naszym życiu, i zależy nam, aby przekazać to innym, aby postrzegano nas w kategoriach rodziny a nie tylko – jak wcześniej – oddzielnych osób. Ślub humanistyczny, poprzedzony kościelnym, dał nam dzisiaj taką możliwość. Naszą wolą jest, by traktowano nas jak każde inne małżeństwo. Przez ślub pragniemy z mocą to podkreślić.
Zawsze dziwiło mnie to, że ludzie, którzy niemal całkowicie negują zasady katolicyzmu tak bardzo pragną uczestniczyć w katolickich ceremoniach. Zupełnie nie jestem w stanie tego pędu wytłumaczyć. Może to jakaś wykrzywiona potrzeba obcowania z sacrum o której pisał swego czasu Mircea Eliade?
A tak przy okazji: polskie prawo nie zmieniło się w tej mierze ani na jotę. Cała ta pseudo-kościelna, humanistyczna ceremonia była tylko swego rodzaju teatrzykiem. Bo zarówno prezbiter, obie panny młode oraz wszyscy goście weselni równie dobrze mogli wziąć udział w inscenizacji Dziadów, albo w ulicznym happeningu. Z identycznym skutkiem prawnym.
Na szczęście, bo już niedługo zobaczymy na ślubnym kobiercu pobekującego pana młodego z rogami i raciczkami, albo pokwikującą pannę młodą z filuternie zakręconym ogonkiem. Jak «humanizm» to «humanizm»! Pełną gębą!